158„Miłość za pierwszym stołem” to historia miłosna, która wydarzyła się na pierwszym stole (upss… miało być za pierwszym stołem ?) w aptece. To historia miłości od pierwszego wejrzenia. Ale czy aby na pewno pierwszego?
Zima, śnieg, mrozy, kolejny ciężki poranek. Zadzwonił budzik, jest godzina 5:30. Słońce jeszcze nie wyszło i nic nie wskazuje na to, żeby miało się dzisiaj pojawić. Mamy luty, pogoda dostarcza nam prawdziwych zimowych emocji, temperatura spadła już poniżej minus 12 stopni, a w mieście panuje paraliż komunikacyjny. O słońcu już chyba wszyscy zapomnieli…
Dominika, farmaceutka pracująca w aptece Św. Walentego otworzyła właśnie swoje piękne, duże, czarne oczy i nie do końca jeszcze świadomie, trochę na jawie, zaczyna poranny, wewnętrzny dialog:
– Czy to dziś jest ten dzień, którego tak bardzo nie lubię? Czy znowu napotkam na swojej drodze same zakochane pary? Czy znowu pacjenci apteki w całym tym miłosnym szale zamiast stoperów będą chcieli Stoperan, a Tymianek z Podbiałem będzie Tymiankiem z nabiałem? No tak, przecież dla zakochanych to żadna różnica… Dlaczego znowu muszę się z tym mierzyć?
Dominika od kiedy jest singielką wszędzie widzi zakochane pary. Pojawiają się mimowolnie na jej drodze, trzymają za ręce, spoglądają sobie głęboko w oczy i szepcą do ucha czułe słówka.
Dominika, kiedy była jeszcze małą dziewczynką, miała siedem lat, zakochała się po raz pierwszy. To była szkoła podstawowa. On, przystojniak z 2A. Na imię miał Tomek. Nie miała wątpliwości, że to miłość jej życia. Nic jednak z tą miłością nie zrobiła. Raz wysłała anonimową walentynkę, a miłość tak doskonale niespełnioną schowała głęboko w tornistrze, razem z kanapkami na drugie śniadanie. Kanapki zjadała codziennie, po miłość jednak długo nie sięgnęła.
W głębi serca Dominika chciałaby dziś świętować walentynki. Chciałaby wstać z łóżka z uśmiechem na twarzy, zrobić piękny makijaż, ubrać najseksowniejszą sukienkę i założyć szpilki, w których ciężko jest nawet usiedzieć, nie mówiąc już o całym dniu pracy w aptece. Chciałaby dziś zaraz po zakończeniu zamówienia leków z hurtowni, zastanawiać się co przygotować ukochanemu na wieczorną, walentynkową kolację. A może bezpieczniej jednak zastanowić się, skąd jedzenie zamówić?
Niestety im bardziej Dominika się rozbudzała, tym bardziej dochodziło do niej, że wieczór nie będzie przypominał romantycznej komedii, którą ostatnio widziała na Netflixie, chociaż platforma ta z pewnością będzie jej dziś towarzyszyła. Obejrzy kolejny wyciskacz łez, a jeśli film będzie miał szczęśliwe i romantyczne zakończenie, tym bardziej skończy się to płaczem i zużytym zapasem chusteczek higienicznych. Kolejny raz spędzi walentynki w domu, w dresach, jak taka kura domowa, zajadając lody czekoladowe. Czekoladowe, bo one są najlepsze, aby wypełnić pustkę i ogarniającą samotność, która jej towarzyszyła.
Jeszcze nie tak dawno temu Dominika była narzeczoną Piotra. Ona piękna, zaradna i wykształcona farmaceutka, on niezwykle mądry, nieco starszy, ale jakże przystojny lekarz. Para wydawałoby się idealna. Ahh, jacy oni byli szczęśliwi. Tak myślała Dominika.
25-letnia wtedy Dominika właśnie skończyła studia i rozpoczęła staż w aptece Św. Walentego w której pracuje do dziś. Do Przychodni znajdującej się obok apteki udała się celem poprawienia recepty. Tam poznała Piotra, lekarza, który od razu jej zaimponował. Ich znajomość była szybka, szalona i emocjonująca. Dominika po miesiącu znajomości nosiła już na palcu pierścionek zaręczynowy. Jednak do ślubu nigdy nie doszło. Przynajmniej do ślubu Dominiki, bo Piotr swój już przeżył. Miał wspaniałą żonę, dwie córki i psa. A Dominika nie miała nic, poza pustką i żalem w sercu, gdy się o wszystkim dowiedziała, przypadkiem.
Zimowy poranek, Dominika ma ochotę zawinąć się w kołdrę i sprawić, by wszyscy zostawili ją dzisiaj w spokoju. W drodze do pracy, przemierzając kolejne zaśnieżone ulice spogląda na witryny sklepowe, które również jej nie oszczędzają. Pełno serduszek, różu i brokatu. Typowy walentynkowy przepych. Nagle Dominika postanawia zmienić nastawienie, przejść przez ten czas z uniesioną głową i uśmiechem na twarzy. Przecież miłość przychodzi bez zapowiedzi, nawet wtedy, kiedy już tracimy nadzieję. Dominka uwierzyła, że ona również w końcu spotka swoją prawdziwą miłość, o której tak bardzo marzyła.
Dzisiejszy dzień w aptece był wyjątkowo spokojny. Pacjentów było mało w związku z panującą katastrofą klimatyczną, jaką były opady śniegu. Dominika zatopiła się w aptece, za pierwszym stołem. Zaczęła przekładać leki na półkach, układać je na regałach, gdy nagle drzwi apteki się otworzyły.
– Dzień dobry – usłyszała i jeszcze nie rozumiejąc co właśnie się wydarzyło, ogarnęło ją dziwne uczucie, a nogi jej się ugięły. Odwróciła głowę i serce zaczęło jej bić szybciej. Spojrzała na pacjenta, który wszedł do apteki i od razu rozpoznała w nim Tomka. Przystojniaka ze szkoły podstawowej. Z klasy 2A. Chłopca, a teraz już mężczyznę, w którym dawno temu się zakochała.
Tomek natomiast spojrzał na nią i zaniemówił. Stała przed nim najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek spotkał. I co najważniejsze, to była ona. To była jego Dominika, którą pokochał jako młody chłopiec w szkole podstawowej. Wtedy jednak nic z tą miłością nie zrobił.
Dominika nie widziała czy to sen, czy to się dzieje naprawdę. To co właśnie miało miejsce było swego rodzaju fantazją, która nie opuszczała Dominiki od kilkunastu lat. Było to tak bardzo nieuchwytne i niespełnione, że sama w to nie wierzyła. To, że stała jeszcze o własnych siłach to tylko zasługa pierwszego stołu, który tak naprawdę trzymał ją w pionie. Na różnych etapach życia wyobrażała sobie ten moment. W głowie układała rozmowę, jaką przeprowadzi, gdy ponownie go spotka. Wróciła właśnie do czasu, kiedy była siedmioletnią dziewczynką, do czasu, kiedy w tornistrze schowała tę doskonale niespełnioną miłość i teraz po nią sięga. A ona przestaje być niespełniona. Pozostaje tylko doskonała.
Uśmiechnęła się do niego niepewnie i delikatnie zawstydzona, a uśmiech ten sprawił, że Tomkowi zaschło w ustach.
– Wody, poproszę wody! Powiedział drżącym głosem Tomek.
– Nic Ci nie jest? Jak mogę Ci pomóc? Zapytała Dominika podając Tomkowi wodę. Zaczęła podejrzewać, że to co może wydawać jej się teraz strzałą amora wycelowaną prosto w serce Tomka, to może być jednak jakaś przewlekła choroba, a ona jako farmaceutka, musi mu pomóc!
– Dominka, czy to naprawdę Ty? Zapytał Tomek, a w kącikach jego maślanych oczu pojawiły się delikatne zmarszczki, których widok wywołał u Dominiki przyjemny dreszcz.
– Dominika, jesteś taka piękna, jak moje wyobrażenie o Tobie, które towarzyszyło mi przez te wszystkie lata. Nie mogłem pogodzić się z tym, że zmieniłaś szkołę, a ja nie zdążyłem powiedzieć Ci, jak bardzo byłem w Tobie zakochany! Już nigdy więcej mnie nie zostawiaj, tylko tak możesz mi pomóc…
I tak oto dzień, który miał być totalną katastrofą, okazał się najpiękniejszym dniem zakochanych, jaki mógł spotkać Dominikę. O teraz byli z Tomaszem nierozłączni, a walentynki świętowali każdego dnia.
P.S. Oczywiście w całym tym miłosnym szale, Dominika zachowała zdrowy rozsądek i poleciła Tomkowi probiotyk (na wypadek, jakby te jego motyle w brzuchu miały okazać się problemami żołądkowymi).
Trudno uwierzyć, że taka historia wydarzyła się naprawdę. Imiona, nazwa apteki i niektóre detale zostały zmienione, aby zachować prywatność. Pamiętajcie jednak, że apteka Św. Walentego istnieje, a miłość za pierwszym stołem pojawić się może nagle, wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewamy…